Pierwsza noc na Rodos była dość długa. Grzmiało tak głośno, że nie można było
zasnąć, a błyskawice oświetlały wszystko jak słońce za dnia. MASAKRA! Po nieprzespanej nocy poszliśmy na śniadanie i przywitaliśmy nowy dzień.
Przez szare chmury zaczynało przebijać się słońce – to dobry znak:) Pogody na
opalanie nie było ale na zwiedzanie okolicy jak najbardziej. Tuż po śniadaniu
zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Pierwsze kroki poza terenem hotelu i zaskoczenie. Nie ma chodników!? Musimy iść poboczem wśród jadących aut. Zbaczamy trochę z trasy, by udać się w stronę widocznego morza no i proszę,
wychodzi słońce. Doszliśmy gdzieś na jakimś klif, było tam przepięknie i doskonale było widać to, że Rodos to jedna wielka skała. W oddali widać plażę z pobliskiego hotelu. Woda była na tyle czysta, że można było ocenić jej głębokość i zobaczyć 3 odcienie niebieskiego – błękit, turkus i granat. Niestety śmieci nie brakuje, a my nie mogliśmy nadziwić się jak w tak
cudownym miejscu można zostawiać taki syf. Prezerwatywy, puszki po napojach, opakowania po żywności, buty,
ubrania, to wszystko można było tam znaleźć. Poszliśmy dalej, przebiliśmy się przez krzaki, kałuże, błoto i zobaczyliśmy skały, dużo skał, były to przepiękne
zlepieńce, składające się z miliona małych kamyczków, podchodzimy bliżej i
widzimy jak fale morskie o nie uderzają! Piękna, niewinnie wyglądająca,
czysta, błękitna woda uderza z ogromna siłą o skały, rozpryskując się na boki.
Widok nieziemski!
Grecja zachwyciła nas od
pierwszego wejrzenia, na pewno będziemy chcieli tam wrócić!
A na koniec dnia jeszcze wypad na plaże na nocne fotki:)
Komentarze
Prześlij komentarz